Wydaje mi się, że przez te kilka miesięcy mojego bardzo nieregularnego pisania jeszcze nie miałam okazji wytłumaczyć jak to u nas na WLZ wyglądają zaliczenia.
Myślę, że ostatnie dwa dni dość dobrze to zobrazują.
Jeśli chodzi o wtorek to według planu miałam mieć ćwiczenia z anatomii i wykład z genetyki.
Rano na anatomii miałam mieć szpilki, czyli zaleczenie praktyczne. Polega ono na tym, że na stołach rozłożone są preparaty z określonego tematu (np. układ pokarmowy lub topografia szyi) i w te preparaty wbite są igły z numerkami, tzw. szpilki. Jest ich zazwyczaj między 15 a 20. Na swojej karcie odpowiedzi należy wpisać nazwę polską oraz łacińską/angielską oznaczonego szczegółu. Chyba na jedno stanowisko (jedna lub dwie szpilki w zależności od tematu - czyli dwie lub cztery nazwy do wpisania) jest jedna minuta. Jeśli ma się zaliczone szpilki, czyli uzyskało się co najmniej 70% można podejść do zaliczenia teoretycznego z danego tematu, w zależności od prowadzącego pisemnie lub ustnie.
Różnym osobom różnie idą szpilki. Mnie idą one fatalnie, tzn. średnio mam jakoś 50% z każdego tematu. To za mało.
Przez cały rok zbiera się te punkty ze szpilek i jeśli ktoś ma powyżej 70% z wszystkich to od razu przystępuje do egzaminu. Jeśli natomiast nie ma wystarczającej liczby punktów idzie na tzw. ścieżkę.
Ścieżka to egzamin praktyczny z anatomii. Jak wszystkie egzaminy ma trzy terminy. Pierwszy jest właściwie niezdawalny - chyba 100 szpilek, standardowo po dwie nazwy, z całej anatomii człowieka. Ale kolejne dwa są dużo przyjemniejsze, bo chociaż to wciąż 100 szpilek, każda w dwóch językach i zakres materiału wcale się nie zmienia, to szczegóły tym razem nie są oznaczone na preparatach, ale na monitorach. Zdjęcia z atlasu z dużą czerwoną kropką i to właśnie tą kropkę należy opisać.
Dzięki temu u nas nie ma problemów ze zdawaniem anatomii. Bo kolejne terminy ścieżki dość łatwo zdać - na zdjęciach wszytko łatwo rozróżnić - a na egzaminie (dopiero z zaliczeniem praktycznym można do niego podejść), szczególnie późniejszych terminach, siadają banki.
Następnie był wykład z genetyki. Przedmiot ten wygląda tutaj tak, że jest podzielony na dwie katedry. Do tej pory mieliśmy zajęcia na Katedrze Biologii Molekularnej, ale od przyszłego tygodnia będą się obywać w szpitalu, dlatego przedmiot nazywany jest bardzo wyniośle genetyką kliniczną. Wczorajszy wykład był bardzo specyficzny. Przede wszystkim prowadziła go zła osoba - wykładowczyni była lekarzem, ale nie genetykiem tylko diabetologiem. Jak to sama określiła, wzięli ją "z łapanki" po inna pani profesor nie mogła się nami zająć. Więc chociaż opowiadała całkiem fajnie, to sama przyznała, że czyta z prezentacji i nie bardzo wie o czym mówi. Ponadto dowiedziała się że podstawy genetyki, czyli temat wykładu, dość dobrze znamy, bo w końcu od marca mamy zajęcia. Więc kilka slajdów w ogóle przeskoczyła.
Wykład trwał jakieś 30 minut i można było iść do domku. Cud, miód, ideał!
Tak więc mam nadzieję, że przybliżyłam wam nieco sprawę zaliczeń na WLZ. Z bieżących informacji, mało ważnych, ale dla mnie ciekawych, dzisiejszy dzień spędziłam słuchając tych dwóch cudownych utworów:
SPOILER ALERT
Myślę, że ostatnie dwa dni dość dobrze to zobrazują.
Jeśli chodzi o wtorek to według planu miałam mieć ćwiczenia z anatomii i wykład z genetyki.
Rano na anatomii miałam mieć szpilki, czyli zaleczenie praktyczne. Polega ono na tym, że na stołach rozłożone są preparaty z określonego tematu (np. układ pokarmowy lub topografia szyi) i w te preparaty wbite są igły z numerkami, tzw. szpilki. Jest ich zazwyczaj między 15 a 20. Na swojej karcie odpowiedzi należy wpisać nazwę polską oraz łacińską/angielską oznaczonego szczegółu. Chyba na jedno stanowisko (jedna lub dwie szpilki w zależności od tematu - czyli dwie lub cztery nazwy do wpisania) jest jedna minuta. Jeśli ma się zaliczone szpilki, czyli uzyskało się co najmniej 70% można podejść do zaliczenia teoretycznego z danego tematu, w zależności od prowadzącego pisemnie lub ustnie.
Różnym osobom różnie idą szpilki. Mnie idą one fatalnie, tzn. średnio mam jakoś 50% z każdego tematu. To za mało.
Przez cały rok zbiera się te punkty ze szpilek i jeśli ktoś ma powyżej 70% z wszystkich to od razu przystępuje do egzaminu. Jeśli natomiast nie ma wystarczającej liczby punktów idzie na tzw. ścieżkę.
Ścieżka to egzamin praktyczny z anatomii. Jak wszystkie egzaminy ma trzy terminy. Pierwszy jest właściwie niezdawalny - chyba 100 szpilek, standardowo po dwie nazwy, z całej anatomii człowieka. Ale kolejne dwa są dużo przyjemniejsze, bo chociaż to wciąż 100 szpilek, każda w dwóch językach i zakres materiału wcale się nie zmienia, to szczegóły tym razem nie są oznaczone na preparatach, ale na monitorach. Zdjęcia z atlasu z dużą czerwoną kropką i to właśnie tą kropkę należy opisać.
Dzięki temu u nas nie ma problemów ze zdawaniem anatomii. Bo kolejne terminy ścieżki dość łatwo zdać - na zdjęciach wszytko łatwo rozróżnić - a na egzaminie (dopiero z zaliczeniem praktycznym można do niego podejść), szczególnie późniejszych terminach, siadają banki.
Następnie był wykład z genetyki. Przedmiot ten wygląda tutaj tak, że jest podzielony na dwie katedry. Do tej pory mieliśmy zajęcia na Katedrze Biologii Molekularnej, ale od przyszłego tygodnia będą się obywać w szpitalu, dlatego przedmiot nazywany jest bardzo wyniośle genetyką kliniczną. Wczorajszy wykład był bardzo specyficzny. Przede wszystkim prowadziła go zła osoba - wykładowczyni była lekarzem, ale nie genetykiem tylko diabetologiem. Jak to sama określiła, wzięli ją "z łapanki" po inna pani profesor nie mogła się nami zająć. Więc chociaż opowiadała całkiem fajnie, to sama przyznała, że czyta z prezentacji i nie bardzo wie o czym mówi. Ponadto dowiedziała się że podstawy genetyki, czyli temat wykładu, dość dobrze znamy, bo w końcu od marca mamy zajęcia. Więc kilka slajdów w ogóle przeskoczyła.
Wykład trwał jakieś 30 minut i można było iść do domku. Cud, miód, ideał!
Tak więc mam nadzieję, że przybliżyłam wam nieco sprawę zaliczeń na WLZ. Z bieżących informacji, mało ważnych, ale dla mnie ciekawych, dzisiejszy dzień spędziłam słuchając tych dwóch cudownych utworów:
SPOILER ALERT
- Gra o Tron S08E02 - Podrick's Song - jest absolutnie przepiękna. Nawet nie wiem co mi się tak w niej podoba, ale urzekła mnie odkąd pierwszy raz ją usłyszałam te dwa tygodnie temu. Jest też wersja od Florence & The Machine
- Nareszcie wiemy co Podrick zrobił tym wszystkim kobietom (prostytutkom), które oddawały mu pieniądze. On im po prostu śpiewał. Bo ma chłopak głos. I sama piosenka tez bardzo symboliczna, ma historyczne znaczenie dla fanów GOT, jeśli ktoś jest zainteresowany to tutaj jest omówienie całego odcinka, a o piosence mowa od minuty 19.22.
- Gro o Tron S08E03 - The Night King - cudowna muzyka podczas cudownych scen, gdy tylko słyszę od razu mam dreszcze. I od razu wspomnę, że nawiązuje do sceny z wysadzeniem Wielkiego Septu Baelora z końca sezonu 6 - Light of the Seven
I to chyba tyle na dzisiaj, chyba nawet zdążę dodać przed północą
Stay tunned and healthy,
do napisania!
do napisania!
Komentarze
Prześlij komentarz