Przejdź do głównej zawartości

8.04.2019

Zabawne ;)
Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie serdecznie żałuje i postanawiam się poprawić i więcej nie grzeszyć...
Staram się, moi kochani. Naprawdę się staram. Dlatego już Wam piszę o dzisiejszym dniu.
Jest poniedziałek, więc miałam biofizykę i genetykę. Doprawdy nie wiem już co jest gorsze.

Rano pobudka o szalonej godzinie, budzik ustawiony na czwartą, żeby się uczyć. Ale od drzemki do drzemki zrobiła się 5.36. No trudno, zdarza się. Biorę te skrypty, i książki i wykresy i banki. Czytam i powiedzmy coś tam zapamiętuję. Inne rzeczy, jak na przykład pierdylion wzorów, zapisuje drobnym druczkiem na linijce. To wcale nie jest ściąga. W ogóle!
Przychodzę na zajęcia, dostaję pytania i co widzę? Że nie mam k... pojęcia o co chodzi! Bo ja czytałam o roli surfaktantu i mechanice płuc, a oni mnie pytają o spektrometrię i prawo Lamberta-Beera. No totalnie mnie to zdezorientowało, bo te tematy nic wspólnego ze sobą nie mają.
Okazało się, że ja, mądra głowa, uczyłam się nie z tego tematu co trzeba było. To były najgorsze minuty w moim życiu, bo chyba po raz pierwszy nie umiałam kompletnie nic. Ani pół słowa nie mogłam napisać! Tragedia.

Ale nie było tak źle. Bo nauczona doświadczeniem kolegów wiedziałam, że da się ściągać. I teraz proszę, nie zrozumcie mnie źle. Ja nie uważam, że ściąganie jest dobre. A już szczególnie na medycynie, bo w twoich rękach będzie kiedyś ludzkie życie i byłoby dobrze, żeby wiedział jak je uratować nie patrząc do Wikipedii ani nie prosząc kolegi o pomoc. Tylko wiecie, życie człowieka nie zależy od tego, czy jego lekarz wie, co to spektrometria! Biofizyka sama w sobie jest tak beznadziejnie bezużyteczna, że to ściganie da się przeżyć. I pacjent w przyszłości też to przeżyje.
Tak więc całego kolosa spisałam z internetu, słowo w słowo i to tak mechanicznie, że nawet nie wiedziałam co piszę. Tylko koleżanka obok szeptała mi "uważaj, idzie" gdy prowadzący przechodził po sali. Kochana dziewczyna <3
Okazało się też, że ten kolos poszedł tak źle, że nasza Doktor Biofizyka zdecydowała się obniżyć próg zdawalności z 7 na 5 punktów. Bo inaczej, nikt by nie zdał. Ot taki prezent na ostatnie ćwiczenia. Także zdałam. Z przygodami, ale zdałam.
A potem wykonywaliśmy jakieś doświadczenia z pomiarem długości fali przechodzących przez chlorofil, eozynę czy barwnik hemofilowy. I to tylko brzmi ciekawie. W rzeczywistości jest po prostu nudne! Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo nudne. Jak cała biofizyka.

Następne dwie godziny były najprzyjemniejszą częścią dnia. Razem z Angeliką w moim mieszkanku zjadłyśmy tosty i zamiast uczyć się na genetykę rozprawiałyśmy o strajku nauczycieli i niedociągnięciach polskiego systemu edukacji.

[Jeśli to kogoś interesuje to jako dziewczyna pochodząca z bardzo nauczycielskiej rodziny - rodzina od strony mamy to nauczyciele; od strony taty to lekarze - popieram strajk całym sercem. I absolutnie rozumiem wszystkie powody dla których chcą strajkować, muszą strajkować.]

Na genetyce o 13.00 miałam tylko jedną myśl - "spać". Już dawno nie było takiego zjazdu. Słuchałam prelekcji jednym uchem, a drugim wszystko wylatywało. A chciałam słuchać, bo te prelekcje zawsze ułatwiają napisanie późniejszego zaliczenia. Doktor Genetyka była bardzo niezadowolona naszym poziomem wiedzy, bo wydaje mi się, że nie tylko ja miałam wtedy łóżkowe myśli. Podyktowała nam litościwe pytania, ale to nie bardzo pomogło. Większość niestety oblała (genetykę łatwo jest poprawić, nie martwcie się o nich). Ja pisałam straszne bzdury, na zasadzie byle coś pisać. W głowie nadal miałam "chce mi się spać" a mimo to, jakimś cudem, dostałam 4. Wciąż nie wiem jak. Ale może lepiej niech pozostanie to owiane słodką tajemnicą nieświadomości?
Pod koniec zajęć przerysowywaliśmy pęknięte chromosomy ze zdjęć - czy trzeba mówić, jak mało interesujące jest to zajęcie?

Po powrocie do domu rozbolała mnie głowa, więc zrobiłam sobie obiad - polecam warzywa na patelnię - i poszłam spać. A jak już wstałam, to zabrałam się za pisanie. Żeby czegoś nie pomiąć.

Stay tunned and healthy,
do napisania!

PS. Nie mogę przestać słuchać - Studio Accantus, polecam z całego serca

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ciekawostka #5

Już dawno temu ja i moja przyjaciółka ustaliłysmy, że najlepsze pomysły przychodzą nam do głowy pod prysznicem. Ewentualnie w wannie. To zawsze tam robię wielkie plany na nastepny dzień albo rozpamiętuję błędy dnia minionego. To tam do wymyślam najlepsze historie i najciekawsze posty. Dlatego postanowiłam zainteresować sie tematem i sprawdzić, czy ma to jakies medyczne podłoże. I okazało się, że owszem, ma i to całkiem solidne. Pomysły są bezpośrednio związane z kreatywnością, są czymś oryginalnym i innowacyjnym. Badacze Allen Braun oraz Slyuan Liu postanowili zanalizować jak pracuje mózg rapera w czasie improwizacji. To co odkryli jest fascynujące. Gdy był on kreatywny, niektóre z obszarów mózgu odpowiedzialne za codziennie czynności wyłączały się, a te, których na co dzień nie używamy, były pobudzone. Czyli innymi słowy, podczas improwizowania, obszary naszego mózgu, odpowiedzialne za podejmowanie decyzji, są w dużej mierze wyłączone. Natomiast środkowa część kory przedczołowej, o

Grupy krwi - czy aby na pewno powtórka z gimnazjum?

Grupy krwi wydają się dość prostym tematem. Myślę, że już nawet w podstawówce co niektórzy umieją wymienić te cztery podstawowe: A, B, AB i 0. Wraz z kolejnymi etapami nauki dochodzi jeszcze czynnik Rh i z czterech grup robi się osiem. Zapewniam was, że to jednak nie wszystko. Bo czy ktoś słyszał kiedyś o fenotypie bombajskim? Ja pierwszy raz usłyszałam o nim na zajęciach z genetyki, jakoś z miesiąc temu. A dzisiaj, włączyłam moje ulubione Grey's Anatomy, najnowszy odcinek (pisałam to już jakiś czas temu)  The Whole Package i co słyszę? Fenotyp bombajski! Byłam dumna z siebie, że wiedziałam co to jest jeszcze zanim wyjaśnili to na ekranie. Najdziwniejsze jest to, że może i twórcy serialu coś o medycynie wiedzą. Ale nasi polscy tłumacze już chyba niekoniecznie. Bo w serialu mowa jest o zjawisku jeszcze innym, tak rzadkim, ze nie ma nawet polskiej nazwy - golden blood. A czym wszystkie one się różnią zaraz wam opowiem. Zacznijmy jednak od małej powtórki z tych podstawowych i z

Coś nie tylko dla dziewczyn - poród

Tytuł posta taki sobie, bo w gruncie rzeczy nie o samym porodzie chcę rozmawiać. Wydaje mi się, że jak kogoś temat ciekawi to sam potrafi coś znaleźć. Ja chciałam się skupić na czymś ciekawszym, czyli na komplikacjach. Na początek super filmik znaleziony przez moją ciocię - jak prosto i logicznie przedstawić na czym polega poród, nawet młodszym widzom -  klik klik . I teraz, jak już znacie podstawy, można przejść do nieco bardziej zaawansowanej medycyny :D Inspirację był odcinek serialu Grey's Anatomy Family Affair . Zresztą to chyba nie powinno was dziwić. Bardzo lubię takie medyczne rozważania nad odcinkiem, sprawiają, że czuję się mądra. Chociaż wcale tak nie jest. Nie wiem czy skoro od premiery minęły trzy lata to w ogóle należy to pisać, ale na wszelki wypadek SPOILER ALERT! [Czytając wpis po raz drugi uświadomiłam sobie, że możecie nie mieć pojęcia kim są wymieniane przeze mnie postacie. Cóż, są to bohaterowie serialu, wszyscy są chirurgami różnych specjalności. To powi